Blossomtime – to święto kwitnącej jabłoni, młodego cydru i perry, a przede wszystkim celebracja odradzającej się przyrody. Po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią, do wioski Putley przybyli cydrownicy, sadownicy oraz wszyscy miłośnicy cydru, aby spotkać się i skosztować lokalnych cydrów.
Putley to mała wioska w hrabstwie Herefordshire w Anglii – liczy niecałe 50 domów, wokół których rozprzestrzeniają się sady owocowe. Wąskie drogi, cisza, brak sklepów i dużego ruchu sprawiają, że jest to idealne miejsce na wypoczynek na łonie natury.
Co roku (od ponad 30 lat!) stowarzyszenie Big Apple Association organizuje tutaj lokalny festyn Blossomtime oraz konkurs cydrowy. Mieszkańcy okolicznych wiosek zgłaszają swoje cydry, które są oceniane przez grono ekspertów. Do konkursu mogą stanąć cydrownicy domowi oraz prowadzący komercyjną produkcję.
Blossomtime to dwudniowa impreza, na której można spróbować lokalnych cydrów i perry, wybrać się na przechadzkę po sadzie (z przewodnikiem) oraz wziąć udział w warsztatach i wykładach dotyczących cydru i sadownictwa, a także zakupić jedzenie z lokalnych farm. Wydarzenie zawsze odbywa się w pierwszy weekend maja, kiedy to przypada w Anglii długi weekend (tzw. Bank Holiday weekend – pierwszy poniedziałek maja zawsze jest dniem wolnym od pracy).
W tym roku brałam udział tylko w pierwszym dniu imprezy. Poniżej kilka fotek i krótka relacja.
Wykład Jane Peyton
Jedną z głównych atrakcji tegorocznej edycji był wykład Jane Peyton – edukatorki w branży alkoholi (działa na rynku od ponad dekady), autorki książek, a przede wszystkim założycielki School of Booze, firmy konsultingowej, która oferuje szkolenia i kursy online w zakresie wiedzy o piwie, cydrze i winie.
Na spotkanie w Putley Jane przygotowała godzinny wykład pt. #RethinkCider, czyli o innym spojrzeniu na cydr. Wykład został świetnie przyjęty przez publiczność, a sama Jane miała jeszcze chwilę, aby porozmawiać z uczestnikami zanim udała się na powrotny pociąg do domu.
Dragon Orchard
Przez całe dwa dni swoje progi dla turystów otworzył sad Dragon Orchard, gdzie rosną jedne z najlepszych jabłek cydrowych w okolicy. Sadem zarząda małżeństwo – Norman i Anna Stanier – które od kilkudziesięciu lat dostarcza jabłka dla lokalnych cydrowników. To tutaj zaopatrują się w owoce się m.in. cydrownia Little Pomona czy Once Upon a Tree.
Kwitnące jabłonie wyglądają przepięknie, a spacer wśród drzew to sama przyjemność.
Degustacja cydrów i perry
Popołudniu odbyła się wielka publiczna degustacja cydrów i perry, które wzięły udział w tegorocznym konkursie. Z każdej kategorii wystawiono do spróbowania najlepsze trunki, także łącznie było do skosztowania około 60-70 cydrów i perry!
Na miejscu była także możliwość zakupu butelek od Artistraw Cider and Perry, Bartestree Cider, Gregg’s Pit Cider and Perry, Halfpenny Green Cider Company, Pope’s Perry.
Ja skusiłam się na kupno gruszecznika od Jamesa Marsdena (cydrownia Gregg’s Pit), który został uznany za mistrza perry w tegorocznym konkursie. Kupiłam także cydr robiony metodą szampańską od Halfpenny Green Cider Company (słyszałam wiele dobrego o tym producencie) oraz jednoodmianowy cydr od Artistraw Cider.
CIEKAWOSTKA!
Lydia z cydrowni Artistaw Cider powiedziała mi, że odmiana jabłka cydrowego Michelin od niedawna ma nową nazwę. Badania DNA potwierdziły, że jabłko Michelin (nazwane tak na cześć pomologa Henri Michelina) to właściwie odmiana Bisquet i tak właśnie Lydia postanowiła nazwać swój cydr. Okazało się, że przez dekady Anglicy używali błędnej nazwy odmiany jabłka, która została sprowadzona z Normandii w 1883 roku. Michelin to zupełnie inny owoc! Jak znajdę więcej informacji w tym temacie, to napiszę coś więcej.
Produkty lokalne
Wyjazd w takie miejsca to doskonała okazja na zaopatrzenie się w lokalne produkty – miód, dżemy, soki, jajka prosto od kury to tylko niektóre ze specjałów, które można było kupić niemal na każdej farmie. To, co mnie uderzyło, to wielkie zaufanie do kupujących – produkty były wystawione przy drodze bez żadnych zabezpieczeń ani osoby sprzedającej. Po prostu podchodzi się do małej budki, bierze, co potrzebne i rzuca pieniądze do skarbonki.
Domowa drukarnia
Jedną z atrakcji imprezy była możliwość wykonania wydruku metodą monotypii graficznej. Inspiracją do stworzenia czarno-białych obrazków były oczywiście owoce, sady, cydry oraz artefakty użyczone przez Muzeum Cydru (m.in. butelka po cydrze z 1978 roku). Lokalne artystki z grupy Laughing Betsy pokazały gościom, jak nanieść atrament, przygotować matrycę oraz wykonać odbitkę.
***
Podsumowując, cydr i perry są głęboko zakorzenione w codziennym życiu mieszkańców Putley, a święto takie jak to umacnia mnie w przekonaniu, jak ważne jest podtrzymywanie lokalnej tradycji. Przygotowaniem imprezy zajmują się wolontariusze, którzy poświęcają swój czas i energię, aby impreza się udała: ktoś dostarczy grilla, ktoś zaoferuje podwiezienie, ktoś upiecze ciasto, przygotuje lunch. Ktoś inny udostępni pomieszczenia, a ktoś inny sprzedaje bilety lub rozlewa cydr.
Niemal cała wioska zaangażowana jest w przygotowanie imprezy (do obsługi tego dwudniowego wydarzenia było zaangażowane 50 osób!). I to podoba mi się najbardziej – czuć tutaj rodzinną atmosferę, ma się poczucie przynależności do wspólnoty mieszkańców wioski.
Nie mogę się doczekać kolejnego wydarzenia organizowanego przez Big Apple, tym razem na jesień – Harvestime, czyli święta zbiorów.